Tym razem jednak, dokonałbym małych zmian w scenariuszu i więcej uwagi poświęcił głównemu bohaterowi - by jakoś wyraźniej ukazać jego nerwowość, tytułowy szał (bo tak mi się wydaje że to jego właśnie się tyczy). Główne postacie świetnie zagrane - szczególnie Joe Finch w roli Blaneya i Barry Foster jako morderca (choć jak sobie próbuję wpasować w tę postać M. Caine'a to rzeczywiście wydaje się że mógłby być jeszcze lepszy). Do tego jak zwykle ciekawe ujęcia/ruchy kamerą (szczególnie: wycofanie się z domu na ulicę) i świetne 'sytuacje obiadowe' inspektora policji - tutaj podobała mi się scena, kiedy ten opowiadał żonie jak wpadł na trop prawdziwego mordercy, który zostawił ślad w przydrożnej knajpce, gdzie serwują tradycyjne jadło (podczas gdy on w tym czasie wsuwa jakieś świńskie kopyta ;P).
Wątek prywatnego życia inspektora i jego eksperymentującej żony jest zabójczy! Stanowi świetną odskocznię i pozwala złapać nieco tchu w tym ponurym filmie. Doskonałym, jak dla mnie :)